Z katalogu wystawy w Galerii Krytyków Pokaz, wrzesień 2008

PŁÓTNO - JEDWAB - ŚWIAT
Osoba Hanny Ewy Masojady to ciekawy przypadek okrężnego dotarcia do sztuki. Jako młoda panna, mimo skłonności artystycznych, nie szykowała się do Akademii Sztuk Pięknych. Powodem tego mogła być młodzieńcza niepewność siebie, uległość rodzinie, respekt oddalający ją od obrazu. Została więc rzetelnym inżynierem, posługującym się prostszą od wahań natchnienia matematyką wyliczeń.
Ale praktyka techniczna nie zatrzymała w niej ruchu wyobraźni, nie zmniejszyła wrażliwości przestrzennej, ani stałej potrzeby rysowania.
Pozostała pod władzą koloru.
I tak przez wiele lat żyjąc w rozdwojeniu pomiędzy realizmem życia i marzeniem, praktyczną przedsiębiorczością a niepraktyczną potrzebą oka i ręki, dojrzewała dla tej ostatniej. Potykając się coraz częściej o naturalne ograniczenia techniki, odważyła się wreszcie przejść do wyzwolin. Z determinacją zwróciła się  ku sztukom pięknym, a to znaczy, że zaczęła patrzeć na świat inaczej. Zamknęła się w nowych studiach, innych niż dotychczasowe lekturach, obserwacjach, wędrówkach po geografii sztuki dawnej i współczesnej. Poprzedni zawód pozostawił wszakże coś w spadku - sprawność wnikliwszej analizy, rozumienie trzech wymiarów i uwagę dla procesu pracy i materiałów. Początki twórcze Masojady zaczynały się od najprostszych studiów otoczenia, tak jak oczekiwano tego w uczelni artystycznej.  Robiła to i dawniej, jak każdy wchodzący w progi sztuki. Na pewien wstępny sposób była już więc przygotowana do podjęcia podstawowych motywów pejzażu i człowieka. Po tym pierwszym stadium czerpania z natury przyszedł jednak ciąg dalszy. Zmiana szkoły i prowadzącego profesora przesunęła jej zainteresowania na formę widzianą od innej strony, nie gotowego wzoru do interpretacji, ale ku elementom budowy świata materialnego, a następnie  ku procesowi autonomizowania ich w samodzielne, abstrakcyjne byty malarskie. Taką właśnie "rzeczywistość pozarzeczywistą" widzi oko artysty albo naukowca pod szkiełkiem mikroskopu. To nowe podejście do obrazu świata było dla niej odkryciem dobrym.
Masojada powściągnęła swój pociąg do odwzorowywania widzianego i zajęła się konstruowaniem tego, co niewidziane ale przeczuwane. Pewne obrazy z serii powstałej pod ciśnieniem tego odkrycia, przywołuje czasem i jej własną przeszłość, i obrazy Bauhausu z ich zasadą kątów prostych, kół i elips. Ale są także i inne płótna, prowadzone bez śladu geometrii miękką falą koloru. Najpóźniejszym osiągnięciem Masojady, i  jednocześnie tym najtrudniejszym, są jej obrazy na płachtach jedwabiu, które maluje - bez poprawek - szybkimi ruchami pędzla. Ta technika malarska zakłada wyjątkowe skupienie uwagi. Ważna jest decyzja. Choć rzecz musi wyniknąć z prób i doświadczenia, sprzyja emocji, nie kalkulacji. Na delikatnych, półprzejrzystych płaszczyznach rozgrywa się tutaj - jak u Japończyków, którzy są mistrzami Hanny Ewy - szczególny popis koloru, światła i gry z przestrzenią. Jest podobny do kameralistyki, przypomina eine kleine Nachtmusik, ma klimat małej formy muzycznej.
Wydaje się, że malarka ciągle jeszcze szuka tej jedynej drogi, która zamknie jej powołanie. Dzisiaj próbuje monochromu i pełnej palety, ściszenia i nagłośnienia formy, powagi i żartu plastycznego - z tego dopiero wybierze. Ale może być przeciwnie. Może pozostanie poszukiwaczem z zapałem przekraczającym granice terytoriów już rozpoznanych, dla którego liczy się przygoda twórcza.
Czas to ujawni. Ona ten czas dobrze spożytkuje.

Danuta Wróblewska